26 lutego 2022 roku, dwa dni po rozpoczęciu agresji Rosji na Ukrainę, na stronie rosyjskiej rządowej agencji informacyjnej RIA Nowosti ukazał się artykuł Piotra Akopowa zatytułowany Ofensywa Rosji i nowego świata. Jego autor triumfalnie ogłaszał, że dokonujący się właśnie „powrót Rosji do swojej historycznej przestrzeni” oznacza także jej powrót „na swoje miejsce w świecie”, czyli „rozpoczęcie nowej epoki”, a nawet nadejście „nowego świata”. Tekst pojawił się na stronie agencji punktualnie o 8.00. Zapewne wcześniej zaplanowano jego automatyczną publikację na dzień, w którym – jak się naiwnie spodziewano – Rosja zajmie już całą Ukrainę. Kilka minut później tekst zniknął ze strony. Nawet jak na standardy rosyjskiej propagandy ekstatyczna wizja Akopowa zbyt rażąco odbiegała od sytuacji na froncie. Jak się okazało, był to dopiero początek ciężkiej wojny, która trwa do dziś. Kilka chwil obecności na stronie RIA Nowosti wystarczyło jednak, by ten niefortunny materiał został dostrzeżony przez zagraniczne media. Wkrótce na całym świecie przywoływano tekst Akopowa jako spektakularny przykład tego, w jaki sposób rosyjska propaganda boleśnie zderza się z ukraińską rzeczywistością.
Pojawienie się i zniknięcie tego tekstu pozwala zrozumieć, co w istocie dzieje się obecnie w Rosji i w Ukrainie. W tym tekście chciałbym się zastanowić, jakie może to mieć znaczenie dla polskiej tożsamości. Wygląda bowiem na to, że na naszych oczach definitywnie kończy się trwająca przez kilkaset lat epoka rosyjskiego imperializmu. Rosyjskie imperium odcisnęło głębokie piętno na polskiej historii. Koniec Rosji jaką znamy powinien więc także doprowadzić do rekonfiguracji polskiej tożsamości.
Najpierw spróbuję zrekonstruować na podstawie artykułu Akopowa czym według Rosjan miała być prowadzona przez nich operacja wojenna, a następnie spróbuję pokazać, czym się właściwie – dzięki bohaterskiej determinacji Ukraińców – okazała. Wydaje się, że niezależnie od ostatecznego wyniku trwającej wciąż konfrontacji militarnej, mamy do czynienia z ostateczną klęską rosyjskiego projektu imperialnego. Rosja w wyniku tej wojny straciła bowiem wszelkie zasoby symboliczne, jakimi jeszcze do niedawna zdawała się dysponować, konieczne do budowy jakichkolwiek trwalszych projektów integracyjnych. Oznacza to, dość paradoksalnie, że wojna w Ukrainie jest ostatecznym końcem, a nie odnowieniem rosyjskiego imperializmu. Należy więc na serio rozważyć możliwość, że w niedalekiej przyszłości Rosja na wiele pokoleń straci resztki swojej politycznej, gospodarczej, militarnej i przede wszystkim symbolicznej potęgi. Wygląda to tak, jakby Rosja zatoczyła wielkie koło i wracała do swojej pozycji sprzed połowy XVII wieku. W drugiej części tekstu przejdę do pytania, jakie skutki może mieć takie wydarzenie nie tylko dla polskiej polityki i gospodarki, lecz przede wszystkim kultury. Polska tożsamość do dziś w dużej mierze określana jest przez stosunek do Rosji. Spróbuję to pokazać, odwołując się do kluczowej dla współczesnej kultury polskiej dyskusji między Jarosławem Markiem Rymkiewiczem a Marią Janion. Wydaje mi się, że koniec rosyjskiego imperium może pozwolić nam na wyzwolenie się z dylematu między postulowanym przez Rymkiewicza zachowaniem tożsamości romantycznej a proponowaną przez Janion jej fundamentalną dekonstrukcją. Wyjście z cienia imperium otwiera – jak sądzę – wielkie możliwości nowych rekonfiguracji polskości. Ostateczny rozpad wyobrażonego rosyjskiego imperium może wreszcie pozwolić wybić się na duchową niepodległość.
Piotr Akopow w swoim sławnym artykule przedstawił w wyjątkowo jasny i klarowny sposób ideologiczne podstawy rosyjskiego ataku na na Ukrainę. Jak sądzę, jego wizja jest dość reprezentatywna dla oficjalnej ideologii Kremla. Podobne wątki można znaleźć w wielu wypowiedziach Putina czy Ławrowa, stale pojawiają się także w rosyjskiej propagandzie. Zaletą tekstu jest to, że wątki te są powiązane w pewną spójną całość, która pozwala zrekonstruować sposób rozumowania rosyjskich elit.
Przede wszystkim Akopow przyznaje, że atak na Ukrainę nie miał wyłącznie charakteru prewencyjnego. Propaganda rosyjska często wskazuje, że wojna została tak naprawdę sprowokowana przez kraje zachodnie, które chciały wykorzystać Ukrainę, by zagrozić Rosji. Atak na Ukrainę byłby więc w rzeczywistości obroną Rosji. Jak wiadomo, takie dość pokrętne tłumaczenie przyjmowane bywa ze zrozumieniem także poza Rosją. Akopow nie neguje tego pragmatycznego wymiaru operacji wojennej. Faktycznie, jak powiada, Ukraina stała się ostatnio „forpocztą nacisku na nas Zachodu” i musiała zostać zneutralizowana. Wyraźnie jednak podkreśla, że w rosyjskiej operacji w Ukrainie chodzi o coś o wiele ważniejszego niż tylko zneutralizowanie potencjalnego zagrożenia militarnego.
Jak stwierdza Akopow, podstawowym źródłem rosyjskiego zachowania nie były strategiczne kalkulacje, lecz gorące pragnienie przezwyciężenia upokarzającego „kompleksu podzielonego narodu”. Jak powiada, w wyniku ataku na Ukrainę „Rosja odbudowuje swoją jedność” i „przezwyciężona zostaje tragedia 1991 roku i wywołane przez nią nienaturalne przemieszczenia”. Celem Rosji ma więc być zjednoczenie narodu, który po rozpadzie ZSRR został w sztucznie podzielony między trzy państwa. Nie chodzi przy tym tylko o ochronę obywateli rosyjskich mieszkających za granicą, ale raczej o uznanie, że zarówno Białorusini, jak i Ukraińcy są w istocie, wraz z Rosjanami, częściami jednego wielkiego narodu. Jak powiada Akopow, „Rosja odbudowuje swoją historyczną pełnię, zbierając razem rosyjski świat (русский мир), rosyjski naród (русский народ), w całej jego pełni Wielkorusów, Białorusów i Małorusów (великороссов, белорусов и малороссов). Historyczne określenia „Wielkorusowie”, „Białorusowie” i „Małorusowie” oznaczają tu oczywiście współczesnych Rosjan, Białorusinów i Ukraińców. Podstawą wojny z Ukrainą, podobnie zresztą jak integracji z Białorusią, jest więc przekonanie, że mieszkańcy wszystkich tych krajów należą tak naprawdę do jednego narodu, który powinien żyć w jednym wspólnym państwie.
Takie sformułowanie celów rosyjskiej polityki jest czymś przełomowym w historii Rosji. Rosja bowiem była przez stulecia imperium, a nie państwem narodowym. Imperium opiera się na pewnej uniwersalnej wizji, w której odnaleźć mogą się różne narody. Jak wskazywałem w swojej książce Przekleństwo imperium, Rosja w przeszłości określała się na przykład jako państwo broniące prawosławia, jednoczące narody słowiańskie czy realizujące utopię marksizmu-leninizmu. W każdym ze swych wcieleń rosyjskie imperium miało, przynajmniej oficjalnie, charakter wyraźnie ponadnarodowy. Dzięki temu podbite ludy mogły jakoś uzasadniać sobie swoją podległość. Dawne imperium carskie upadło właśnie dlatego, że przyjęło bardziej nacjonalistyczny kurs. Teraz jednak oficjalną podstawą agresji nie jest żadna uniwersalistyczna ideologia, lecz po prostu dążenie do zjednoczenia rzekomo podzielonego narodu. Ta zasadnicza zmiana ideologiczna umyka zwykle uwadze komentatorów, którzy w wojnie w Ukrainie widzą krok w kierunku odbudowy Związku Radzieckiego. Akopow wspomina co prawda o „tragedii 1991 roku”, nawiązując w oczywiście do słynnej wypowiedzi Putina, który w 2005 roku nazwał rozpad ZSRR jako „największą geopolityczną katastrofę dwudziestego wieku”, ale przezwyciężenie tej tragedii polega według niego nie na reintegracji wielu narodów zamieszkujących dawne republiki radzieckie, lecz tylko na ponownym zjednoczeniu podzielonego narodu rosyjskiego. Dawniej Związek Radziecki, jak głosił jego hymn, miał ogarnąć cały „ludzki ród”. Dziś deklarowanym celem Rosji jest tylko objęcie „rosyjskiego świata”.
Wygląda więc na to, że w Rosji dokonuje się zasadnicze przejście od imperializmu do nacjonalizmu. Dawna wizja ponadnarodowej wspólnoty zostaje mniej lub bardziej świadomie zastępowana przez obraz narodowej jedności. Nacjonalizm wyklucza jednak imperializm. Podstawą potęgi imperium jest inkluzywny charakter, pozwalający na włączanie wielu kolejnych narodowości. Ideologia „rosyjskiego świata” jest zbyt ekskluzywna, by oprzeć na nim jakiś szerszy projekt integracyjny. Nacjonalizm bywa jednak nie mniej agresywny niż imperializmem. W historii przejście od formuły imperialnej do narodowej łączyło się często właśnie z eskalacją przemocy. Transformacja Imperium Osmańskiego do narodowej Turcji wiązała się z ludobójstwem Ormian. Jak sądzę, z analogicznym procesem mamy dziś do czynienia w Rosji. Sami Rosjanie mogą zresztą nie mieć jasności, co właściwie robią. Wielu z nich może myśleć, że faktycznie odbudowują utracone imperium. Na nagraniach z wojny można zobaczyć, że żołnierze rosyjscy wywieszają na czołgach wyciągnięte z jakichś magazynów radzieckie flagi. Logika jest jednak nieubłagana. Walka w imię „rosyjskiego świata” wyklucza na dłuższą metę powstanie jakiejkolwiej prawdziwie imperialnej, to znaczy ponadnarodowej wspólnoty.
Tekst Akopowa został pospiesznie usunięty ze strony RIA Nowosti. Jak się okazało, nawet taki okrojony w stosunku do dawnych tradycji imperialnych projekt „rosyjskiego świata” poniósł w Ukrainie kompromitującą porażkę. Jak się okazało, idea ta nie tylko nie wywołała spodziewanego zainteresowania, ale wzbudziła gwałtowny opór tych, do których była adresowana. Rosyjskojęzyczni obywatele wschodniej Ukrainy, będący na dodatek często wiernymi Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego, a więc z pozoru idealni mieszkańcy rosyjskiego świata, zamiast witać swoich wyzwolicieli chlebem i solą, zaczęli strzelać do nich z javelinów. Okazało się, że wcale nie chcą należeć do budowanej przez Rosjan nowej wspólnoty narodowej. Powszechny opór mieszkańców Ukrainy przeciwko rosyjskiej agresji całkowicie kompromituje ideologię Kremla. To tak jakby Niemcy zajmujący w 1938 roku Sudety spotkali się z heroicznym oporem zamieszkujących je niemieckojęzycznych obywateli Czechosłowacji. Wygląda więc na to, że ideologiczny projekt rosyjskiego świata po prostu nie wypalił. Klęska ideologiczna ma przy tym o wiele większe znaczenie niż fatalne wyposażenie czy nieudolne dowodzenie rosyjskiej armii. Bez jakichś efektywnych idei działania rosyjskie stają się po prostu eskalacją bezsensownej przemocy. Wydaje się więc, że tak naprawdę jesteśmy świadkami nie tylko ostatecznego końca rosyjskiego projektu imperialnego, lecz także fiaska zastępującego go, znacznie skromniejszego projektu nacjonalistycznego.
Polska tożsamość w ostatnich dwustu latach kształtowała się w cieniu rosyjskiego imperium. Wpływ Rosji na polską kulturę miał dwojaki charakter, pozytywny i negatywny. Pozytywny okazał się ostatecznie dość niewielki, choć nie należy do lekceważyć. W każdym bodaj pokoleniu pojawiały się bowiem projekty zbliżenia polskiej tożsamości do rosyjskiej. Tuż po rozbiorach część polskich elit uznała, że po upadku polskiej państwowości polskość powinna stać się po prostu jednym z wariantów dominującej rosyjskości. Potem część Polaków odnajdywała się w promowanym przez imperium rosyjskie wizji słowiańskiej wspólnoty. Wreszcie, po rewolucji komunistycznej, nie brakowało chętnych do współpracy z nowym sowieckim imperium.
Dla większości Polaków jednak takie próby asymilacji rosyjskiej tożsamości miały charakter narodowej zdrady. Nawet jeśli czasami akceptowano polityczną podległość, to z naciskiem podkreślano przynajmniej różnice kulturowe między Polakami a Rosjanami. Zwłaszcza polski romantyzm ufundowany był na sprzeciwie wobec rosyjskiej tyranii. Właśnie to negatywne odniesienie do Rosji miało ogromny wpływ na polską tożsamość. W ten sposób negatywny obraz Rosji stała się nieoczekiwanie częścią naszej pozytywnej wizji Polski.
Prowadzi to do paradoksu. Polska polska tożsamość, która tworzyła się w czasie zaborów, nosi w sobie piętno warunków, w których powstawała. Z tego powodu długo oczekiwane odzyskanie niepodległości i usunięcie zewnętrznych zagrożeń może doprowadzić do jej kryzysu. W szczególności jeśli jej konstytutywnym elementem jest odniesienie do rosyjskiego zagrożenia, to jego ewentualne trwałe zaniknięcie stanowi śmiertelne zagrożenie dla tradycyjnej polskości. Prowadzi to do osobliwego dylematu: tradycyjną polskość można uznawać tylko wtedy, gdy uznaje się jednocześnie realność rosyjskiego zagrożenia, mentalne uwolnienie się od Rosji wymaga zaś radykalnej redefinicji polskiej tożsamości. W obu wypadkach okazuje się, że los polskiej kultury zależny jest od losów rosyjskiego imperium.
Nie jest to wcale jakaś wydumana konstrukcja intelektualna. Jak spróbuję teraz pokazać, dylemat ten można odnaleźć w pismach dwojga niedawno zmarłych wybitnych znawców polskiego romantyzmu, Jarosława Marka Rymkiewicza i Marii Janion. Postacie te pod wieloma względami uosabiają dwie zwykle przeciwstawiane sobie wizje polskości. Co więcej, oboje angażowali w życie publiczne, stając się w ostatnich latach symbolami dwóch przeciwnych obozów politycznych. Analiza ich poglądów może więc pomóc w zrozumieniu sytuacji kulturowej, w jakiej się znaleźliśmy. Być może pozwoli także na sformułowanie niej jakiejś alternatywy.
Jarosław Marek Rymkiewicz w rozmowie z Adamem Poprawą z 1994 roku stwierdzał jednoznacznie: „Nasza nowożytna polskość była konstytuowana zawsze negatywnie: byliśmy i jesteśmy takimi a nie innymi Polakami, ponieważ stanęliśmy twarzą w twarz z potworem, który nazywał się imperium. […] Nasza polskość jest reakcją na agresję tego imperium. Ona była kształtowana negatywnie, bez tego imperium polskość musiałaby być i z pewnością byłaby czymś zupełnie innym, musiałaby się jakoś przeorganizować, przekształcić. Ale właśnie jakoś, czyli w sposób dla mnie niewyobrażalny”. Takie ujęcie polskiej tożsamości prowadziłoby oczywiście do fatalnej trudności w razie nieoczekiwanego zaniku rosyjskiego zagrożenia. Tradycyjna polskość okazałaby się w takim wypadku niepotrzebnym, anachronicznym rekwizytem. Rymkiewicz doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Mówił dajej: „Jeśli powiemy, że imperium już się rozpadło, że tego potwora już nie ma i nigdy nie będzie, że za naszą wschodnią granicą jest dziura czy ocean, no to rzeczywiście III część Dziadów, Pan Tadeusz, wiersz Do matki Polki, a także Nie-Boska komedia, a także Powstanie narodu polskiego Mochnackiego są dziełami, z których może uda się wydobyć jeszcze coś innego, ale w gruncie rzeczy dziełami pewnie nam niepotrzebnymi”. Rymkiewicz nie martwił się jednak taką perspektywą. Jego zdaniem Rosja bowiem zawsze stanowić będzie zagrożenie dla Polski. W wywiadzie dla Życia Warszawy w 1995 roku mówił wprost: „wszyscy (poza notorycznymi idiotami) dobrze to przecież wiemy: Rosja będzie imperium albo w ogóle jej nie będzie. Ponieważ trudno wyobrazić sobie Rosję, której nie ma (gdzie podzialiby się wtedy Rosjanie?), trzeba uznać, że Rosja już niebawem stanie się znowu wielkim, potężnym imperium”. Romantyczny model polskiej tożsamości okazuje się więc wciąż aktualny, bo sytuacja, w jakiej znajduje się polski naród, niewiele się zmieniła od czasu zaborów. Tak samo jak dawniej jesteśmy zagrożeni przez „wschodnie sposoby istnienia”, wobec czego tak samo jak kiedyś potrzebujemy chroniących przed nimi wielkich dzieł romantyzmu. Paradoksalnie, gwarantem trwałości polskiego kanonu romantycznego okazuje się więc żywotność rosyjskiego imperializmu.
Maria Janion także dostrzegała negatywny charakter polskiej tożsamości, ale uznawała ją za niebezpieczną pułapkę. Polska przez długi czas, w którym kształtowała się jej nowoczesna tożsamość, znajdowała się w sytuacji dotkliwej opresji kolonialnej. Opresja ta zniknęła po 1989 roku, ale nasza kultura wciąż nosi jej ślady. Potrzebny jest więc proces wyzwolenia polskiej tożsamości ze śladów długotrwałej obcej dominacji. W przeciwnym razie polskość będzie odgrywać coraz bardziej negatywną rolę w psychice kolejnych pokoleń.
Na czym polega postkolonialne piętno polskiej tożsamości? Jak to kiedyś zgrabnie ujął Sławomir Mrożek, Polacy znajdują się na zachód od Wschodu i na wschód od Zachodu. Z jednej strony negatywnie określamy się w stosunku do Rosjan, z drugiej zaś sami jesteśmy negatywnie określani przez Europejczyków. Jak stwierdza Janion w Niesamowitej Słowiańszczyźnie, „Jesteśmy krajem postkolonialnym, który jednocześnie – co się nieraz zdarza – odczuwa wyższość wobec swego kolonizatora – Rosji. W tym punkcie czuliśmy i czujemy się Europą zmagając się z azjatyckim barbarzyństwem. […] Ale, będąc krajem postkolonialnym, nie jesteśmy przecież prawdziwymi Europejczykami, bo […] odbiło się na nas rosyjsko-słowiańskie skundlenie. […] To właśnie czyni nasze życie nieznośnym – w błędnym kole dominacji, narzucania, niewolenia, wywyższania się i poniżania, ciągłej walki o uznanie jakiejś mitycznej wyższości i lepszości, nieustannego pokazu pychy i chęci wyniesienia się nad drugich”. Polska tożsamość, jeśli ma przetrwać we współczesnym świecie, musi wyrwać się z tej przeklętej dialektyki wyższości i niższości. Wymaga to jednak sformułowania „odmiennego polskiego imaginarium”, które mogłoby „uporać się z pozostałościami odziedziczonej po mesjanizmie megalomanii narodowej”, dokonać „dekonstrukcji polskiego mitu romantyczno-wojennego”, którego „podstawowym składnikiem” jest „polska, czyli europejska, wyższość nad Rosją”.
Janion sugeruje, że transformacja polskiej tożsamości może dokonać się przez odkrycie na nowo naszego słowiańskiego dziedzictwa. Polacy rzadko dotąd odwoływali się do niego, niebezpiecznie bowiem odróżnia nas ono od pożądanej europejskości i zbliża do niechcianej rosyjskości. Jak jednak wskazuje Janion, to właśnie oderwanie od słowiańskich korzeni wpychało nas w błędne koło podporządkowania i dominacji. Możemy się więc z niego wyrwać przez dostrzeżenie, akceptację i docenienie naszej słowiańskości.
To jednak wymaga zakwestionowania konstytutywnej w dawnym modelu kulturowej granicy między Polską a Rosją. Jak zwraca uwagę Janion, „Przypisanie do Słowiańszczyzny budzić może posądzenia o «słowianofilstwo» czy «panslawizm», pojmowane jako podporządkowanie się rosyjskiemu imperializmowi, który maskował się zawsze hasłem «jedności słowiańskiej». […] Problem Polska – Rosja objawia się tutaj w całej swojej jątrzącej okazałości. Postaram się jednak traktować go mniej spazmatycznie i mniej demarkacyjnie, niż jest to u nas w zwyczaju”. Jak sugeruje Janion, warto podjąć takie tożsamościowe ryzyko. Za cenę rezygnacji z poczucia wyższości wobec Wschodu możemy bowiem uzyskać zwolnienie z poczucia niższości wobec Zachodu. Poczucie wyższości wobec kultury rosyjskiej było bowiem potrzebne w czasach niewoli, dziś o wiele przydatniejsze jest pozbycie się kompleksów wobec starych narodów europejskich.
Maria Janion już na początku lat dziewięćdziesiątych głosiła koniec romantycznego paradygmatu w kulturze polskiej. Wielkie romantyczne narracje, które pomagały nam przetrwać zabory, okupację i komunizm przestawały być potrzebne w warunkach odzyskanej niepodległości. Romantyzm miał stać się tylko zasobem symboli, przydatnych do przeżywania własnej, prywatnej egzystencji. Jej postulat przywrócenia dziedzictwa słowiańskiego miał właśnie pomóc w dekonstrukcji starego paradygmatu. Program Janion miał bowiem tylko negatywny, a nie pozytywny charakter. Starała się ona tylko podważyć dominujący zachodni i katolicki model polskiej tożsamości, a nie zastępować go jakimś wschodnim, słowiańskim czy pogańskim wzorcem. Niesamowita Słowiańszczyzna miała tylko zdyskredytować swojski romantyczny mesjanizm. W żadnym wypadku nie miał być to projekt pozwalający na skonstruowanie jakiejś nowej zbiorowej tożsamości.
Czy jest jakieś inne wyjście z tego fatalnego splotu łączącego polską tożsamość z rosyjskim zagrożeniem? Czy rzeczywiście jesteśmy skazani na wybór między podtrzymywaniem polskości za cenę wiary w imperium i rezygnację z tradycyjnej tożsamości w razie zaniku zagrożeń? Jak sądzę, zarówno Rymkiewicz, jak i Janion przyjmują pewne wspólne założenie, które umożliwia im wyprowadzenie swoich kłopotliwych wniosków. Założeniem tym jest przekonanie, że tradycyjna polska tożsamość była tylko odpowiedzią na rozbiory. Oboje zdają się sądzić, że zasadniczym problemem polskiej literatury było tylko odzyskanie wolności i że wszelkie wizje, jakie przy tym formułowano, były podporządkowane temu jednemu celowi. W takim wypadku rzeczywiście odzyskanie niepodległości i zanik zagrożenia zewnętrznego prowadzi w naturalny sposób do zakwestionowania polskiej tożsamości. Polskość okazuje się bowiem tylko kompensacją brakującej podmiotowości.
Wydaje mi się jednak, że można inaczej spojrzeć na nasze romantyczne dziedzictwo. Z pewnością romantyzm odpowiadał na warunki, w jakich powstawał, wydaje się jednak, że także poza nie wykraczał. Jak starałem się pokazać w swojej książce Liturgia dziejów. Jan Paweł II i polski mesjanizm, polski romantyczny mesjanizm był nie tylko reakcją na utratę państwa, ale także, a może przede wszystkim, porywającą wizją budowy nowego modelu kulturowego, społecznego i politycznego. Odzyskanie niepodległości powinno więc być nie tyle finałem, lecz raczej pierwszym etapem jej realizacji. Nawet jeśli wizja ta została sformułowana w odpowiedzi na nieszczęścia dziejowe Polski, stanowczo wykraczała poza restytucję utraconych wartości. Odzyskanie przez Polskę niepodległości miało być tylko skutkiem ubocznym budowania Królestwa Bożego na ziemi.
Podobna dyskusja toczy się w kwestii aktualności dziedzictwa Solidarności. Solidarność powstawała w określonym miejscu i czasie, stanowiła odpowiedź na konkretną sytuację społeczną, polityczną, gospodarczą i geopolityczną. Idee Solidarności łatwo można więc uznać za wytwór pewnych wysoce nienormalnych okoliczności. Można w nich jednak także dostrzec spektakularną wizję radykalnej przemiany rzeczywistości, inspirowanej zresztą polskim romantyzmem, która wykraczała poza uwarunkowania realnego socjalizmu, dyktatury proletariatu czy zimnej wojny. W takim wypadku program Solidarności wciąż zachowuje swoje znaczenie także dla współczesności.
Wydaje się, że tak właśnie, pozytywnie, a nie tylko negatywnie, rozumiana polska romantyczna tożsamość może istnieć – wbrew Rymkiewiczowi – bez konieczności permanentnego egzystencjalnego zagrożenia. Nie musi być więc – wbrew Janion – aż tak głęboko dekonstruowana, by mogła odnaleźć się we współczesnym świecie. Rekonfiguracja polskości może polegać po prostu na ujawnieniu w tradycji tych wątków, które zachowują aktualność także w warunkach niepodległości. Upadek rosyjskiego imperium stanowi więc unikalną okazję do aktualizacji polskiej tożsamości. Otwiera on bowiem nową przestrzeń kulturową, ekonomiczną i polityczną, która może być wreszcie swobodnie zagospodarowana.